24 września ja i mama mojego partnera tanecznego, zarejestrowałyśmy fundację. Wheelchair Dance Sport Association Canada WDSACA https://www.facebook.com/WDSACA . To jest pierwsza i na razie jedyna fundacja Tańca Towarzyskiego na wózkach w Kanadzie.
Zawsze myślałam, że
uczucie szczęścia, to stan przejściowy. Pojawia się, znika, potem
znowu się pojawia. Myślałam też, że nie można być szczęśliwą,
robiąc po prostu to, co się lubi i będąc singielką.
Odkąd zaczęłam tańczyć
w Kanadzie i marzyć o pozostaniu tu na stałe, uczucie szczęścia
towarzyszy mi stale!
Dla mnie szczęście, to
być niezależną, czyli móc wyjechać z domu, kiedy ma się na to
ochotę, a nie kiedy ktoś będzie mógł pomóc, jeździć po
mieście tam, dokąd się chce, a nie tam gdzie jest ono
przystosowane. Szczęście, to wiedzieć, że przechodnie pomogą,
lub sprowadzą pomoc, kiedy coś się stanie np. na ulicy. Szczęście,
to móc pozwolić sobie na psa i mieć możliwość wejść do
kuchni, przygotować mu jedzenie i w każdej chwili wyjść z nim na
spacer. Szczęście, to [nie oszukujmy się] choć czasami móc kupić
sobie coś, co się chce, a nie to, co się może. Szczęście, to
być komuś potrzebnym. Szczęście, to wiedzieć, że najbliższa ci
osoba również odnalazła się w nowej rzeczywistości.
19 października byłam na
ostatnim pokazie, w ramach Vancouver Polish Film Festival, był to
film Chce się żyć. Znałam jego tematykę i czytałam
najróżniejsze opinie, dlatego sama chciałam obejrzeć. Wiedziałam,
że los bohatera jest podobny do mojego życia, ale nie
przypuszczałam, że aż tak... Krótko mówiąc, na przemian śmiałam
się i płakałam. Przypomniał mi się najstraszniejszy miesiąc
mojego życia, który spędziłam, jako pięcioletnie dziecko, w
podobnym ośrodku dla upośledzonych umysłowo w Rosji. Szczególnie
sceny z karmieniem Mateusza na leżąco, manna kasza zmieszana z
krwią, nasilne wyrywanie wszystkich zębów i pozostawienie go
całkiem samego nagim. Wywołały u mnie dosłownie stłumiony płacz.
Staram się o tym zapomnieć, ale to tkwi we mnie jak zadra. Tak się
złożyło, że w tym miesiącu te wspomnienia wróciły ze zdwojoną
siłą. A to za sprawą książki Białe na czarnym
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/33691/biale-na-czarnym
po przeczytaniu której, wiem, że gdyby mój horror nie skończył
się po miesiącu, nie dożyłabym do szóstych urodzin... częściowo
opisałam to w autobiografii po rosyjsku. Mam też wersję angielską.
Wracając do filmu Chce się żyć, wszyscy widzowie, których była
pełna sala, byli nim bardzo poruszeni. Gościem festiwalu był
odtwórca głównej roli Dawid Ogrodnik i po pokazie można było
zadawać mu pytania. Pytany o rolę Mateusza, aktor powiedział, że
ani chwili się nie wahał, czy ma ją zagrać, bo to było ogromne
wyzwanie. Kilka razy Padało pytanie, czy to prawda? Czy rzeczywiście
ludzie niepełnosprawni w Polsce żyją w takich nieludzkich
warunkach? Przecież część wydarzeń miała miejsce już w roku
2000!!! Aktor odpowiedział, że niestety nie wiele się zmieniło w
sytuacji polskich niepełnosprawnych na lepsze.
Jedna pani na widowni była
szczególnie poruszona. Powiedziała, że ma do czynienia z
niepełnosprawnymi i jest dosłownie zszokowana, że nic się nie
zmieniło od 20 lat, czyli odkąd ona wyjechała z Polski. Aktor
powiedział, że to smutne, ale nawet alarmujące petycje polskich
rodziców dzieci niepełnosprawnych, wysyłane do rządu, nie wiele
przyczyniają się do poprawy ich sytuacji.
Przypomniała mi się
kilkutygodniowa słowna nagonka na Facebooku, którą urządzili moi
polscy ''znajomi''. Osoby, których uważałam za przyjaciół,
''krzyczeli'', że ''opluwam kraj, który tyle dla mnie zrobił!'' że
''nigdy nie stałam się Polką!'' że ''nie mam prawa krytykować
polskich warunków, skoro wszystko dostałyśmy z Mamą za darmo!''
Natomiast niektórzy, ci, których znałam krótko, albo wcale nie
znałam w realu, twardo mnie bronili. To mnie bardzo bolało, ale
Mama wtedy powiedziała: ''Teraz widzisz, kto jest kim''. Wczoraj
dostałam na fb wiadomość od znajomego dziennikarza. Pisze m.in.
''... I tylko ja spośród wszystkich twoich polskich
znajomych żegnałem was na lotnisku Okęcie Ale te kilkanaście zdań
o tych twoich pierwszych kilku latach w Kanadzie to byłoby ciekawe
zakończenie tamtego tekstu. Pozdrowienia z Polski - odległej ale na
pewno niezapomnianej''.
Polska dużo mi dała od
strony duchowej. Ukierunkowała mnie. Ale największa zasługa w tym
Mojej Mamy. To ona ''pchała'' mnie na różne konkursy i przeglądy
twórczości. Tu załatwiam wszystko dla siebie, samodzielnie. Odkąd
mam wózek elektryczny, to jest o wiele łatwiejsze.
Ogromny wpływ na mnie
miał ks. K. Małachowski z fundacją Dzieci – dzieciom i moja
pielgrzymka wraz z nimi do miejsc objawień Maryjnych w Europie. To
był pierwszy nasz z Mamą rok w Polsce. Podczas tej pielgrzymki
uwierzyłam w Boga i Poczułam Jego miłość. Potem obie
spotykałyśmy różnych ludzi. Złych księży i dobrych ateistów.
Cieszyłyśmy się z pierwszych autobusów niskopodłogowych, z
nowych podjazdów w Warszawie. Wiedziałyśmy, że w Rosji tak długo
nie będzie. Ani chwili, nawet kiedy było nam w Polsce bardzo źle,
nigdy nie żałowałyśmy, że wyjechałyśmy z Rosji.
ALE! Z roku na rok moja
Mama stawała się coraz słabsza, by mi pomagać. Nasza dziennica
nie robiła nic w kierunku przystosowania bloków dla o/n. Każde
moje wyjście z domu graniczyło z ryzykiem upadku ze schodów. Nasi
najbliżsi znajomi wiedzieli, z czym się borykamy, ale mówili, że
wyjazd, tym bardziej ''w ciemno'', to szaleństwo. My jednak
zaryzykowałyśmy. Nie wiedziałyśmy, czy się uda, ale miałyśmy
nadzieję... Bardzo się bałam powtórki sytuacji z Włoch, kiedy na
dwa dni trafiłyśmy do schroniska dla bezdomnych w Vancouver.
Bardzo się bałam deportacji, kiedy przegrałyśmy proces o
uchodźstwo. Bardzo się bałam, gdy deportacja była już pewna.
Tego dnia miałam wypadek ze wstrząsem mózgu. Bardzo się bałam,
kiedy Mama krzyczała po nocach, bo śniło jej się, że musimy
wyjeżdżać. Ale najbardziej się bałam, kiedy kilka tygodni przed
procesem, Mama zemdlała na ulicy i niemal nie trafiła pod samochód.
Tutaj, większość ludzi
mówiła, że deportacja nastąpi wcześniej, czy później i że to
będzie dosłownie cud, jeśli dostaniemy pobyt stały. Ale jeszcze
więcej ludzi modliła się o ten cud dla nas. A kiedy wiara w to, że
nam się uda znikała, ja, zupełnie serio mówiłam Mamie, że
powinnyśmy wyjechać do jak najdalszego zakątka Kanady, najlepiej w
góry i tam zamieszkać, żeby nas ''zgubili''. Wiem, że to absurd,
ale tak wygląda desperacja. Ciągle zadawałam sobie retoryczne
pytanie, czy to możliwe, żeby w takim ogromnym kraju, jak Kanada
nie znajdzie się dwa malutkich miejsca dla nas z Mamą?
Kilka razy, w ciągu tych
trzech lat, zastanawiałyśmy się, do jakiego kraju mogłybyśmy
wyjechać, gdyby jednak nie pozwolili by nam zostać w Kanadzie.
Najczęściej nie chciałam o tym nawet myśleć. O powrocie do
Polski nie było mowy, bo półtora roku temu, dostałyśmy pismo z
Administracji Mieszkaniowej, w którym domagano się, żebyśmy
zrzekły naszego kwaterunkowego mieszkania w Warszawie. Poważnie
myślałam tylko o Finlandii, ale trzeba było by się liczyć z tym,
że poleciałybyśmy ze zwierzętami. Nasza kotka była na wpół
uśpiona i wytrzymała 9 godzin lotu, ale nie mam pojęcia, jak by
zareagował na lot Hope. Jest bardzo wrażliwy. Natomiast, kiedy
nadzieja wracała, uspokajałam się myślą, że jeśli Bóg
przyprowadził nas tutaj, to znaczy było to po coś i nadal nas
będzie prowadził... Po co nas przyprowadził do Kanady? Może po
to, żebym założyła tą taneczną asocjację? Żeby moja Mama
odnalazła się i czuła potrzebną w Kościele innym, niż
katolicki?
Ostatnie miesiące i
tygodnie, odkąd dostałyśmy wezwanie z urzędu imigracji na wywiad
dot. stałego pobytu, były bardzo napięte wewnętrznie, chociaż
nie wiele o tym rozmawiałyśmy. 15go. października tuż po godzinie
11 rano po deszczowym centrum Vancouver, z urzędu imigracji, wracały
dwie kobiety. Były szczęśliwe, jak nigdy w życiu. Znalazły
bowiem swoje miejsce na ziemi.
Wspomniana
wyżej słowna nagonka, teraz periodycznie powtarza się ze strony
moich facebookowych znajomych mieszkających w Rosji. Wśród nich,
bardzo dużo jest osób niepełnosprawnych. Z powodu mojej krytyki
dot. braku warunków dla o/n w Rosji, a także z powodu
antyputinowskich poglądów, również dla rodaków stałam się
''wyrzutkiem''. Powiem więcej. Bardziej nie wytrzymują oni moich
komentarzy o Kremlu, Putinie i wojnie na Ukrainie, niż kiedy
porównuję warunki życia rosyjskich i kanadyjskich
niepełnosprawnych. Ostatnio burzę złych słów wywołał mój
komentarz do artykułu o konkursie na miss na wózku: ''Zwyciężczyni
otrzymała... uwaga... tylko lub aż aktywny wózek takiej, a takiej
firmy''. A wybuch złości spowodowały wyrazy: ''tylko lub aż''.
Podczas tej dyskusji, dowiedziałam się, że ''nie mam prawa
krytykować swojej Ojczyzny, że Putin robi wszystko, aby Rosji i
całemu światu żyło się lepiej, że WSZYSCY o/n w Rosji żyją
pełnia życia, że Ukraińcy są sami sobie winni, a w ogóle, to
nie ma na Ukrainie ŻADNYCH rosyjskich wojsk, że mój mózg jest
zatruty zachodnią, a to się = antyrosyjską propagandą, że siedzę
w tej Kanadzie i myślę, że mam prawo krytykować, nie żyjąc tam,
gdzie oni'' itd. to ostatnie stwierdzenie było bardzo podobne do
tego, co kiedyś czytałam od polskich znajomych.
Nie
spodobały się im również moje zdjęcia z antywojennej i
antyputinowskiej demonstracji, na której byłam 21go. września.
Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, trzeba mówić i krzyczeć o tej
wojnie. Ten szaleniec gotów zniewolić nie tylko najbliższych
sąsiadów, on posunie się dalej, jeśli nie zostanie powstrzymany!
No, a na razie kierunek
Calgary! Tańczę z Dimą na Rocky Mountain Grand Prix. Wylatujemy
już w ten piątek, wracamy w niedzielę. Po powrocie zajmę się
szukaniem koledżu. Chcę szlifować angielski. A po turnieju [fitnes
– modeling] mojej wspólniczki Yeleny, zajmiemy się pracami
organizacyjnymi naszej asocjacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz